Recenzja

Co zrobić z tym butem? - Recenzja filmu "Delegacja"

Jak pamiętać o traumie? Czy do dziesiątego pokolenia? Jakie skutki może mieć koncentracja w edukacji na martyrologicznej przeszłości? Asaf Saban w „Delegacji” powstrzymuje się od udzielania prostych odpowiedzi. Mnoży pytania, poddaje w wątpliwość jedyną słuszną narrację.

Wycieczka jak inne

Są w programie nauczania i wychowania młodych ludzi w Izraelu. W wycieczkach szkolnych do Polski śladami Zagłady, a właściwie w „delegacjach” powinien wziąć udział każdy izraelski nastolatek. „Powinien”, bo wyjazdy teoretycznie nie są obowiązkowe. Za to obowiązkowymi punktami w tym szczególnym zwiedzaniu są m.in. Treblinka, Majdanek, Oświęcim.

Na ekranie widzimy młodzież zachowującą się jak każda inna w tym wieku. Chwilami można nawet odnieść wrażenie, że oglądamy dobrze zrealizowany dokument. Wrażenie to wzmacnia świetna gra aktorska młodych ludzi. Nie ma tu udawania, czy dlatego, że włożono dużo wysiłku w fazę castingu, czy może dzięki temu, że młodzi w gruncie rzeczy „grają siebie”, czy również dzięki świetnej reżyserii. Zobaczymy szalony, rozśpiewany i roześmiany autobus, wulkan energii, splątanie emocjonalne między uczniami. Zobaczymy, jak wpadają do hoteli, robiąc mnóstwo zamieszania i wędrując po pokojach, gdzie odgrywa się zupełnie inny spektakl niż ten, który im przygotowali opiekunowie. Życie nastolatków znaczone jest potrzebą bycia razem, śmiechem, pierwszą miłością i związanymi z nią dramatami.

Przysięgam, że zapamiętam

Spektakl dorosłych wygląda tak: w autobusie słuchamy opowieści o Zagładzie albo oglądamy związane z nią tematycznie filmy, na miejscu wkładamy białe bluzy z gwiazdą Dawida na plecach, bierzemy flagi Izraela i podążamy szlakiem śmierci, wieczorem słuchamy opowieści o Holokauście, a potem, jak w grupie psychoterapeutycznej, dzielimy się na forum grupy odczuciami z trasy. To lekcje, które dla wielu młodych Izraelczyków są przerażającym wyzwaniem. Opiekunowie dbają nie tylko o przekazanie historycznych informacji, ale też serwują młodzieży rodzaj psychodramy. Tak się dzieje, gdy wprowadzają grupę do wagonu towarowego, każąc im się zbić w ciasny tłum i wyobrazić sobie, że przy wywózkach do takich wagonów wpychano trzykrotnie więcej ludzi. Scenie towarzyszy przejazd pociągu, stukot kół po torach działa podprogowo, wzmagając i tak już mocno podkręcone napięcie.

Ważnym uczestnikiem delegacji jest dziadek jednego z uczniów, pamiętający jeszcze obóz. Jest z nimi, by podzielić się swoim traumatycznym doświadczeniem. Tyle że opowieść starszego pana – z powodu ogromnego wzruszenia i problemów pamięciowych – rwie się, zostają z tego „strzępki” historii. Młodzież okazuje mu szacunek, ale sam edukacyjny program produkuje kolejne traumy.

Jaka pamiętać?

Nitzan, jedna z głównych bohaterek filmu, nazywa ów program „obłędem” i wypowiada głośno obawę, której mogą także odczuwać inni: „zastanawiam się, kiedy i mnie to dopadnie”. Podczas wieczornych „rundek” to ona wyłamuje się z serii grzecznych wypowiedzi, takich, które chcą usłyszeć opiekunowie, i z krzykiem wychodzi z sali. To ona, podczas oprowadzania po jednym z obozów, wyciąga przez siatkę but zamordowanej i chowa go do plecaka. Ów but wydaje się tu przedmiotem symbolicznym. Nie tylko dlatego, że przypomina o śmierci w obozach. Nitzan nie wie, jak się z tym butem obejść. Najpierw go zabiera, potem wyrzuca do kosza, potem wraca, wyjmuje go i ponownie wkłada do plecaka, wreszcie zostawia w baraku podczas zwiedzania kolejnego obozu. Kontekst filmu pozwala czytać te gesty jako wyraz sprzecznych uczuć, jakie mogą targać młodymi Izraelczykami: jak się obejść z tą pamięcią, z martyrologiczną narracją przekazywaną przez starsze pokolenia? „Zabrać ze sobą”? Zgodnie z ich przekazem „nie zapomnieć przez dziesięć pokoleń”? Wyrzucić, odmówić pamiętania? Postawiłabym ostrożną hipotezę, że zostawiając but tam, gdzie dokonała się zbrodnia, ale jednak nie w miejscu, gdzie był pierwotnie, Nitzan dokonuje czegoś w rodzaju „przemieszczenia” pamięci, dając tym samym sygnał, że owszem, ich pokolenie będzie pamiętać, ale inaczej.

Iść w miasto

Na atmosferze wycieczki ciążą także „zasady bezpieczeństwa” obowiązujące w czasie wolnym, przekazywane młodzieży przez opiekunów: nie zakładać niczego z napisami hebrajskimi, chodzić tylko w kilkuosobowych grupach, nie mówić po hebrajsku i generalnie „nie wychylać się”. Ale młodzi bohaterowie wymykają się w nocy w miasto, by doświadczyć czegoś innego i zobaczyć inny świat. Dla Omara inicjacja seksualna wydaje się jedynym pozytywnym wspomnieniem z tego wyjazdu.

„Iść w miasto” może być także gestem symbolicznym, związanym z obecną dziś międzynarodową dyskusją o tym, jak zmienić kształt owych izraelskich wycieczek i jak budować relacje między narodami, których przeszłość jest tak mocno uwikłana z jednej strony w traumę, z drugiej – w politykę. Coraz liczniejsze są głosy (a za nimi idą już także pojedyncze działania), że program wycieczek powinien obejmować także spotkania młodzieży izraelskiej z polską czy niemiecką i poznawanie współczesnej kultury kraju, do którego się jedzie. Znaczące jest, że w produkcję filmu zaangażowały się wspólnie Polska, Izrael i Niemcy. Twórcy „Delegacji” podjęli maksymalne wysiłki, by nie oceniać. Okazują  szacunek starszym pokoleniom, ale też pochylają się nad tymi młodymi, poddanymi tresurze systemu edukacyjnego i narracji politycznego, który zostaje poddany w wątpliwość. Film ten mógłby być także o nas, o ostatnich latach dokonującej się indoktrynacji w szkolnictwie. W tym kontekście „iść w miasto” to wyjść poza druty kolczaste starego myślenia.

Barbara Kowalewska