O czym nie mówią nosorożce - Recenzja filmu "Nosorożec"

„Jak dzikie zwierzątko” – mawiamy o nieufnych, przerażonych dzieciach, dla których każdy gest może kryć w sobie zagrożenie. O przemocy i braterstwie blizn opowiada argentyńsko-włoski film „Nosorożec”.

 Najpierw słyszymy tylko dźwięki, później widzimy wychudzoną sylwetkę, dopiero po dłuższej chwili twarz, a o zachodzie słońca docieramy z bohaterem do domu – baraku na przedmieściach argentyńskiego miasta. W domu nikogo nie ma, sam robi sobie herbatę, nic nie je, kładzie się na posłaniu na podłodze i nucąc, bawi się figurkami zwierząt. Minie sporo czasu, zanim usłyszymy w filmie jego głos. Ta ascetyczność podkreśla introwertyczny świat jedenastoletniego Damiana, o którym tak niewiele wiemy. Ale jedno jest pewne: to nie jest dziecko, którym ktoś się opiekuje. Gdy w nocy słychać pijanych, agresywnych dorosłych, chłopiec zaciska oczy i nieruchomo czeka aż się uciszą i wyjdą. Ranek zaczyna się od wizyty policji i opieki społecznej. I dla Damiana wszystko się odtąd zmieni.

Nie chcę tu być

Wszystko odbywa się zgodnie z procedurami, Damian otrzymuje opiekuna prawnego (kogoś w rodzaju naszego kuratora) i po wszystkich wstępnych testach i rozmowach chłopiec ma trafić do domu dziecka. Pierwsze słowa, jakie słyszymy z jego ust to: „Kiedy wrócę do domu?” i „Chcę moje zwierzęta”. To, co nieznane, bardziej przeraża niż znana, chociaż przemocowa codzienność. Mimo że dom dziecka, do którego trafia, wydaje się nam, widzom, względnie przyjazny, Damian chce, żeby wszyscy dali mu spokój i pytanie: „Kiedy wrócę do domu” powtarza jak mantrę. Nie mając wpływu na swój los, prawie nie wstaje z łóżka, całymi godzinami milczy i z trudem nawiązuje jakiś dialog z innym chłopcem. Poczucie obcości zdaje się być dominującym uczuciem, jakiego doznaje, chociaż opiekunowie próbują być dla niego mili.

Oswojone blizny, nieoswojona dobroć

Twórcy filmu nie opowiadają wprost o przeszłości jedenastolatka, poznajemy ją pośrednio. Pierwszą informację otrzymujemy w sposób subtelny. Lekarka badająca chłopca prosi go o zdjęcie T-shirta. Na widok jego pleców na jej twarzy maluje się przerażenie. Kamera pokazuje nam je jednak dopiero w scenie, gdy ma wziąć prysznic. Plecy są jedną wielką blizną. Dziwnymi czynnościami, których ma się nauczyć, jest mycie się czy używanie szczoteczki do zębów. Obce są też czyste ubrania, więc na nową koszulkę wciąga swoją brudną bluzę. Bo znane jest bezpieczniejsze. A oprócz ubrań nie ma nic własnego. Nawet dobroć, której tu doświadcza, czy to, że może się najeść do syta i bawić z innymi dziećmi, nie znaczą dla niego wiele. Film stanowi ważną lekcję dla wszystkich pracowników socjalnych, opiekunów, pedagogów i terapeutów. Nowe, nawet przyjazne otoczenie, może dla dziecka  stanowić tak wielki kontrast w stosunku do tego, co było mu znane i oswojone, że na początku nowej drogi może nie być w stanie tego przyjąć.

Braterstwo blizn

Jedynym, który jest w stanie zrozumieć to „dzikie zwierzątko”, jest przydzielony mu opiekun Leandro, którego losy potoczyły się podobnie i który odnajduje w chłopcu dawnego siebie. I kiedy nie umie już sobie poradzić z uporem i agresją chłopca, przyłącza się do niego w bardzo szczególny sposób, robiąc z nim coś, czego w zasadzie opiekun nie powinien robić… Ale właśnie  dopasowanie się do tego, co dla chłopca znajome, dołączenie do jego gniewu i opowiadanie historii własnych blizn sprawiają, że Leandro zyskuje odrobinę kredytu zaufania ze strony Damiana. Zaufania, które jest kruche jak gałązka, ale być może pozwoli stawić czoło obcości. Jak to się wszystko skończy, nie wiadomo. Oswajanie nosorożców jest karkołomnym przedsięwzięciem.

Barbara Kowalewska